Do Kolombo dotarlismy po 25 godzinach podrozy. Duty Free na lotnisku wyglada jak bazar i mozna kupic tu wszystko. Po wczesniejszym targowaniu mozna miec tu nawet lodowke, pralke czy tv. Lotnisko jest oddalone od stolicy o 35km. Za 100 rupi od osoby jedziemy busem do dzielnicy Fort w niecala godzine. Zatrzymalismy sie w YMCA Guesthouse. Szybki prysznic i wyszlismy pokrecic sie po okolicy. Kupilismy Lonely Planet i zjedlismy pyszny obiad w SeaFish.Miasto jest bardzo glosne. Ulice zakorkowane.Piesi nawet na pasach walcza o swoje zycie. Wszedzie jest pelno wojska. Blokady i kontrole na kazdym kroku. Co skrzyzowanie ulozona jest strozowka z workow z piaskiem. Zmeczeni wracamy do hotelu. Po kilku godzinnej drzemce wychodzimy na miasto cos zjesc. Jest kilka minut po 22.00 a na ulicach jest pusto i cicho. Ulice zablokowane sa metalowymi zasiekami. W strozowkach siedza zolnierze. Wymarle miasto.
Z samego rana kupujemy bilety do Kandy. Wyjazd mamy po poludniu wiec postanowilismy tuk-tukiem pojechac do innej dzielnicy.Nasz kierowca na wojskowej blokadzie pokazuje swoja legitymacjie, chwilke rozmawia z wojskowym i ruszamy dalej. Wjezdzamy na zupelnie pusta droge ciagnaca sie w zdluz wybrzeza,przy ktorej jest palac prezydenta. Jest on strzezony z kazdej strony. Ciezkie wozy bojowe i zolnierze na lodziach na rzece. Z jednej strony drogi co 50-100m stoi zolnierz, a z drugiej natopmiast wierzyczki wartownicze. Udaje mi sie zrobic kilka zdjec. Na koncu aleji przekraczamy punkt kontrolny i wjezdzamy do dzielnicy Bambalapitiya. Od razu widac roznice miedzy ta dzielnica a ta w ktorej mieszkamy. Czujemy sie jakbysmy wyjechali z getta. Znacznie mniej wojska i nie ma „twierdz” na ulicy. Nikt nas nie zaczepia. Po kilku godzinach krecenia sie po okolicy tuk-tukiem wracamy do naszego guesthouse’u. W czasie jazdy robie jedno zdjecie wojskowemu punktowi kontrolnemu. Kierowca zaczal krzyczec „no photo, big problem” i po chwili zatrzymal sie wojskowym posterunku. Szybko zorientowalem sie w sytuacji i przeskoczylem na zdjecia nie zwiazane z militarnymi obiektami (mialem ich tylko 3). Wojskowy zaczal zadawac szczegolowe pytania i zrobilo sie nie przyjemnie. Po kilku minutach chcieli zobaczyc moje zdjecia. Pokazalem im wczesniej ustawione 3, powiedzialem, ze na karcie mam tysiace takich i nie mam czasu teraz ich ogladac. Na szczescie odpuslil sobie i moglismy jechac dalej. Po krotkiej jezdzie zatrzymalismy sie na przymusowym posterunku. Oczywiscie nasz kierowca tu takze wspomnial o moim zdjeciu, lecz tu rozmowa byla krotsza i wojskowy nie przywiazal do tego juz tak duzej wagi. Dojechalismy do hotelu. Zabralismy plecaki i pociagiem ruszylismy do Kandy.
*Zdjecia dodam innym razem. Komputery na wyspie sa bardzo stare.