Nareszcie ocean – Tangalla. Od kolesia z hotelu w Nuwara Eliya
dostalismy namiar do rzekomo przecudnej miejscowki nad sama woda.
Wzielismy tuktuka i po przejechaniu 4 km dojechalismy do miejsca, gdzie
woda z laguny zalata droge. Przez chwile zastanawialismy sie czy dalej
nie ruszyc z plecakami (woda siegala do kolan), ale robilo sie ciemno,
nie wiadomo jak daleko jeszcze trzeba isc i zecydowalismy sie na powrot
do miasta. W Tangalli chcielismy zostac tylko na jedna noc. Przy plazy
bylo duzo pustych hoteli, a wlasciciele kazdego prosili sie, zeby u
nich zostac. Tylko dwa hotele byly zajete do ostatniego lozka, bo
prezydent ze swita odwiedzil to miejsce. Znalezlismy fajny domek na
plazy. Rano obudzila nas tropikalna ulewa. Nie widzielismy sensu zmiany
miejsca w taka pogode i postanowilismy zostac jeszcze jedna noc.
Sniadanko i rozmowa z wlascicielem zajely nam pierwsza polowe dnia.
Mezczyzna opowiadal o tsunami, o tym jak z zona, dziecmi i prawie sila
oderwanym od patelni kucharzem uciekali w strone londu. Mowil, ze
widzial jak ogromna fala przykrywa trzy pietrowy dom. Stracil caly
majatek, ale uratowal siebie i swoja rodzine. Odbudowal domki na plazy,
restauracje i wszystko wyglada bardzo dobrze. Po poludniu przestalo
padac i poszlismy na spacer poplazy. Cudowne miejsce. Niekonczaca sie
szeroka plaza (moze na 7-8km) z czysciutkim piaskiem i wielkimi
falami.Przyjemne chwile, bo na plazy bylismy tylko my. Co jakis czas
pojawial sie jakis okoliczny burek.




